Zaloguj się, by polubić treść lub dodać do ulubionych.

anonimowe
"Zepsułam" dziecko szwagierki. Mieszkam sama nad morzem, swoich łajz nie mam i nie planuję, pracuję w domu, to braciszek zapytał, czy może podrzucić mi sześcioletniego syna na dwa tygodnie, kiedy on pojedzie gdzieś z kolegami (jest to właściwie jedyna taka jego szansa w tym roku, bo się akuratnie cała jego paczka ze studiów zebrała w jednym mieście i chcą pobalować), a szwagierka odwiedzi rodziców za granicą. Z racji tego, że on już nie raz robił mi przysługi typu przygarnianie moich zwierząt na kilka dni, stawanie po mojej stronie w kłótniach z rodzicami/rodzeństwem albo podwożenie mnie gdzieś, jeśli tego potrzebowałam, to stwierdziłam, że jakoś przecierpię te czternaście dni z bojącym się lekkiego podmuchu wiatru dzieckiem. Szwagierka już u drzwi wręczyła mi listę tego, co dziecko lubi, a czego nie lubi jeść (nie jest na nic uczulony, po prostu nie lubi), jakie bajki mam mu puszczać o danej godzinie, że spać chodzi kiedy mu się przeczyta siedem bajek (w dokładnej kolejności) itp. Cóż, zachwycona nie byłam, bo wyglądało to bardziej jak harmonogram w więzieniu niż lista podstawowych obowiązków do dziecka (miałam dwójkę dużo młodszego rodzeństwa, więc kurczę wiem jak się łajzą zająć). Młody też zachwycony nie był, bo matki nie chciał wypuścić. Ale koniec końców szwagierka wyszła i zostałam z młodym sama. Z racji tego, że była to godzina zdecydowanie za wczesna na obiad, zaproponowałam, że weźmiemy kota na szelki (jest bardziej jak pies, uwierzcie), jakieś wiaderka, łopatki i pójdziemy na dziką plażę kawałek dalej. On nie idzie, bo nigdy nie był i się boi i woli, abym mu bajkę puściła, bo mama by mu puściła. Cóż, ja nie jestem jego mamą. Powiedziałam, że bajkę może obejrzeć wieczorem i po obiedzie, a jak na razie jest za dużo rzeczy do robienia na dworze, aby siedział w domu. Ale on się boi robaków i jeszcze mu piasek wpadnie do butów. Nie dając się złamać powiedziałam, że po prostu nie założymy butów i nie ma się czym przejmować. Poszliśmy w końcu na tę plażę, bardzo fajnie się bawiliśmy, ubrudzeni wróciliśmy i wymęczeni. Dla próby i z ciekawości podsunęłam mu w obiedzie trochę jedzenia, którego "nie lubił" - wsuwał, aż mu się uszy trzęsły (okazuje się, że jak dziecko jest zmęczone zabawą, to zje prawie wszystko). Bajki po obiedzie nie obejrzał, bo zasnął, a kiedy wstał wysłałam go na dwór i bawił się SAM w ogrodzie. Bajki na wieczór też mu czytać nie musiałam, bo padł jak mucha. I tak minęły dwa tygodnie. Bratanek opalił się pięknie od słońca, nabrał rumieńców, bo wcześniej był blady jak trup, nie chce siedzieć w domu, woli na dworze, je wszystko co mu się da, nie prosi nawet o słodycze. Brat jest zachwycony, bratowa załamana, bo "to nie jest jej dziecko". On się zachowuje inaczej, dziwnie i że to moja wina, że więcej ona syna do mnie nie puści itd.