To było pod wieczór w sierpniu tamtego roku. Razem z moim chłopakiem Markiem wybrałam się nad jezioro. Oczywiście Marek lubił dobrze się bawić przy alkoholu, a ja bałam się mu odmówić. Myślałam, że przez to, że nie wypiję z nim piwa uzna mnie za sztywną i nie umiejącą się bawić. Po kilku piwach postanowiliśmy zrobić coś szalonego i "pożyczyć" dwa kajaki z przystani. Uznaliśmy to za dobry pomysł i czym prędzej to zrobiliśmy.
Wiosła były przy kajakach, więc nie było problemu. Wypłynęliśmy na środek jeziora, a wtedy Marek zbliżył się do mnie i zapytał: "Czy zrobiłabyś dla mnie wszystko?". Pod wpływem emocji, alkoholu i zauroczenia nim odpowiedziałam: "Tak". Wtedy usłyszałam ciche westchnienie z jego strony. Zasmuciłam się, bo nie wiedziałam o co może chodzić. "W takim razie dopłyń do brzegu sama" - oświadczył. Na początku zastanowiły mnie jego słowa, ale zrozumiałam wszystko, gdy wylądowałam w wodzie z kajakiem na plecach. Gdy udało mi się cudem wynurzyć, dostrzegłam tylko w ciemności jak odpływa. Po kilkunastu minutach dopłynęłam do brzegu bez sił. Słaniając się ze zmęczenia i w amoku dotarłam do domu.
Już nigdy nie spotkałam Marka. Nie polecam.