Gdy miałam jakieś 4 latka, poszłam z mamą do sklepu zoologicznego kupić pierwszego pupila, którym miała być rybka. Jakież było ogromne zdziwienie mojego taty, kiedy wróciłam ze świnką morską. Nazwałam ją Zuzia. Bawiłam się z nią całymi dniami i wszyscy domownicy ja polubili. Jednak pewnego dnia, po jakichś dwóch miesiącach posiadania jej, budzę się rano, rozglądam po pokoju, a tu nie ma świnki. Oczywiście płacz i rozpacz, bo nie ma mojej Zuzi. Mama przyleciała, zaczęła pocieszać i mówi, że złodziej ukradł świnkę. Coś mi śmierdziało, bo było dla mnie dziwne, że złodziej zabrał ze sobą, oprócz świnki, także jej pojemniki z jedzeniem, klatkę i sianko. No, ale dobra, jakoś to przyjęłam do wiadomości. Mama zaproponowała mi, żebym zadzwoniła na policję zgłosić tę okropną zbrodnię. Oczywiście nie byłam na tyle rozgarnięta, żeby poznać, że po drugiej stronie słuchawki jest koleżanka mamy, więc z przejęciem opowiadałam, jak to złodziej ukradł mi świnkę.
Trochę czasu minęło, zdążyłam się pogodzić ze stratą mojego włochatego pupilka, aż tu przyszedł dzień odwiedzin papieża w moim mieście. Miał przejeżdżać przez moją ulicę, więc całe chodniki pozastawiane policją. Nie mogło się przecież obejść bez zobaczenia wielkiego rodaka, więc wyszłam z rodzicami przed dom. W momencie, kiedy rodzice nie zwracali na mnie specjalnie uwagi, podeszłam do policjantki stojącej niedaleko nas i zapytałam, czy szukają mojej świnki morskiej. Policjantka załapała, o co chodzi i z pełnym przekonaniem odpowiedziała, że oczywiście i są już blisko znalezienia sprawcy. Ja cała szczęśliwa wróciłam do podziwiania papieża Polaka.
Pomyślicie sobie pewnie, że mama nie wiedziała, jak mi powiedzieć, że świnka umarła. Prawdziwa historia jest jednak troszkę inna. Mama jest dość silnym alergikiem, a że świnka je sianko, na które mama jest uczulona, rodzice zdecydowali się, że muszą ją oddać innej osobie. Świnka trafiła do jakiejś innej dziewczynki, a ja żyłam w świadomości, że została skradziona, do 14 roku życia :)