Zaloguj się, by polubić treść lub dodać do ulubionych.

anonimowe
Moi rodzice nigdy nie chcieli się zgodzić na zwierzę w domu. To nie tak, że zwierząt nie lubili, po prostu oboje byli raczej pedantyczni, a kot kojarzył im się tylko ze śmierdzącą kuwetą w domu. Kiedy miałam 14 lat, tata dostał świetną ofertę pracy w firmie IT w Niemczech, którą oczywiście przyjął. Tuż przed moją osiemnastką szef zwolnił dyscyplinarnie jedną z pracownic. Mój tata postanowił wówczas polecić na jej miejsce moją mamę - ma ona takie samo wykształcenie co on, dobrze zna niemiecki, a poza tym już dawno rozmyślała o zrezygnowaniu z ówczesnej pracy. W końcu dostała tę pracę, a więc dołączyła do taty. Ja z siostrą byłyśmy już na tyle samodzielne (ja niecałe 18 lat, siostra 20), że wraz z rodzicami podjęliśmy decyzję, że chcemy dokończyć swoją edukację w Polsce, więc póki co - zostajemy tutaj. Rodzice nam co miesiąc przesyłali kieszonkowe oraz opłacali mieszkanie, niestety odwiedzić nas mieli dopiero na święta (wyprowadzili się na wakacjach). Razem dobrze sobie radziłyśmy. Pewnego dnia siostra wróciła do domu z małym, bezdomnym kotkiem. Pełne dylematów moralnych (w końcu w naszym domu o zwierzętach nie było mowy) w końcu postanowiłyśmy, że mały zostaje póki co u nas. Nie miałyśmy serca takiej bidy wyrzucić na bruk, a rodziców ''jakoś się przekona'' :) Jeszcze tego samego dnia został przebadany, odrobaczony, odpchlony, nakarmiony i... umyty. No właśnie. Za nic nie spodziewałabym się, że koty tak boją się wody! Podrapał mnie niewdzięcznik aż do krwi, ale przynajmniej był już czyściutki. Następnego dnia moje ręce zauważyła moja wychowawczyni i zaniepokojona zaprowadziła mnie do szkolnego psychologa. Oczywiście chodziło o moje pocięte ręce, o czym dowiedziałam się już w gabinecie. Zgodnie z prawdą powiedziałam, że podrapał mnie kot. Psycholog powiedziała, że nie może mi w tej kwestii zaufać, bo ponoć wiele osób samookaleczających się mówi to samo i chciałaby jednak skontaktować się z moimi rodzicami. Zaczęłam prosić ją, żeby tego nie robiła, rodzice nie mogą dowiedzieć się przecież o naszym nowym domowniku! Jednak to jeszcze bardziej sprowokowało psycholog do wykręcenia numeru. Mama oczywiście przerażona, od razu uznała, że to przez jej wyprowadzkę, że widocznie jestem zbyt wrażliwa, że to z tęsknoty. Wzięła od razu wolne (dobrze, że nie zrezygnowała), przyjechała, wparowała mi do pokoju i... pękła ze śmiechu widząc mnie, siedzącą z kotem na kolanach i wcinającą nachos. Finał jest taki, że rodzice wszystko sprostowali w szkole, a co ważniejsze, zgodzili się na kota (nawet proszą o wysyłanie jego zdjęć). Siostra śmieje się, że od teraz, kiedy zrobi coś złego, nagada rodzicom, że zrobiła coś jeszcze gorszego, żeby nastawieni na gorsze nie byli na nią źli :D