Nie było mi łatwo, zwłaszcza w momencie, kiedy nie pracowałam, ale musiałam przestawić się nie tylko na to, aby zacząć pracę. Na alimenty też nie miałam co liczyć, dlatego nie ukrywam, że były miesiące, kiedy nie miałam naprawdę co włożyć do garnka. Jednak wydawało mi się, że dziś już wszystko uległo stabilizacji i moje dzieci są szczęśliwe. Niejednokrotnie próbowałam także skontaktować się z byłym mężem. Informował mnie wtedy, że on ma swoje życie i nową rodzinę i nie skupia się na tym, co było kiedy.
Bolało, ale musiałam z podniesionym czołem iść do przodu. Wszystko zmieniło się, gdy w czasie porządkowania ubrań mojej najstarszej córki znalazłam w jej rzeczach pamiętnik. Niechcący otworzył się na którejś stronie. Zaczęłam czytać aż do momentu, gdy doszłam na ten wpis z 3 października:
"Wiem, że mam mnie kocha. Ja ją też. Ale chciałabym mieszkać w innym domu. Życie w tym liceum jest dla mnie horrorem. Nie mam markowych ciuchów, nie byłam za granicą. Jestem biedakiem. Nie chcę tak żyć."
Serce mi pękło i boję się, że zaraz w ten sam sposób będą myślały moje dwie pozostałe córki. Chciałabym z nimi o tym porozmawiać, ale boję się tego, jak zareagują na to. Zastanawiam się też nad tym, czy nie wyjechać do pracy do Anglii i przysyłać im pieniądze, ale wtedy z kolei martwić się będę, że w ich życiu mogą pojawić się narkotyki.
Nie wiem co robić, aby były szczęśliwe...