Moja żona lubi chodzić nago po domu, czasem chodzi w samych majtkach, czasem w samej koszulce. Oczywiście nie zawsze, ale ogólnie mówi, że w ubraniach jej niewygodnie. Nie ma to podtekstu seksualnego. Tak jak ludzie przebierają się w domu w dresy, tak ona się w domu po prostu rozbiera. Już od czterech lat mieszkamy razem i zawsze tak robi. Mi jej zwyczaj nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie.
Planujemy kilkoro dzieci, obecnie żona jest w pierwszej ciąży, zbliża się termin porodu i tu zaczęła się rozkmina. Rozmawialiśmy o tym, czy po urodzeniu powinna zacząć chodzić w bardziej zakrywających ciuchach. Oboje twierdzimy, że przez pierwszy rok, a szczególnie w czasie karmienia, sprawa jest oczywista, ale co potem - sami nie wiemy. Z jednej strony wszystkie plemienne ludy nie mają z tym problemu, a z drugiej strony pojawiają się w związku z tym irracjonalne obawy.
Nie umiem znaleźć racjonalnych powodów, by żona musiała męczyć się w ciuchach w imię nieuzasadnionego wyższego celu. Jeśli istnieją przeciwwskazania chętnie wysłuchamy. Byłaby to patologia, czy normalna rodzina? Zastanawiam się i jedynym argumentem, który przemawia za tym, że byłoby to dziwnie jest fakt, że mało ludzi tak robi i większość jest nieprzyzwyczajona.