Zanim zlinczujecie mnie po całości, przeczytajcie moje wyznanie. Otóż, mam dziewczynę, Kasię, którą bardzo kocham. Jesteśmy razem już prawie cztery lata i mam w planach lada moment się jej oświadczyć.
Kasia jest moim ideałem - jest miła, zabawna, seksowna, mądra. Lubi ludzi i lubi się śmiać, widzę ją jako matkę moich dzieci. Kasia ma pewien "minus" - ma małe piersi. Napisałem ten minus w cudzysłowie, bo dla mnie to nie jest żadna wada. Są piękne i kocham ją całą, nie zmieniłbym w niej nic. I ona sama również nie ma jakichś specjalnych kompleksów z tego powodu. Więc teoretycznie nie powinno być żadnego problemu. A jednak jest.
Jakiś czas temu poznałem nową koleżankę Kasi. Ogólnie moja dziewczyna ma wielu przyjaciół i znajomych i często wychodzimy do ludzi. Tak więc jest to normalne i dla mnie i dla niej, że staram się zawsze zakumplować z jej koleżankami. Tak było tym razem. Co było mega charakterystyczne dla tej dziewczyny, to... wielki biust. Serio, ogromny.
Nie jestem typem faceta, który leci na wielki cyc, albo który w ogóle leci na wygląd. A jeśli już coś przykuwa moją uwagę, to jest to ładna buzia a nie cycek. Ale w tym przypadku nie potrafiłem patrzeć tej dziewczynie w oczy, bo jej cycki dosłownie wylewały się ze stanika. To nie były duże piersi, tylko wielkie balony, jak u lasek z pornola. Nie mam pojęcia czy sztuczne.
W każdym razie, nie umiałem utrzymać wzroku w linii prostej, no i ona to zobaczyła. O dziwno nie zganiła mnie, a tylko uśmiechnęła się zachęcająco, tak jakby zdawała sobie sprawę ze swoich atutów i jakby to nie był pierwszy raz, kiedy ktoś patrzy się jej na dekolt. No na pewno nie był to pierwszy raz, domyślam się, że wielu gości gapiło się na tak ogromne cycki. Po tym jak rzuciła mi uśmieszek, przestałem z nią gadać i uciekłem do mojej dziewczyny. Tak jak pisałem, kocham ją i nie interesuje mnie żadna zdrada, nawet przez myśl by mi to nie przeszło. Tak więc niebezpieczeństwo zostało zażegnane.
Jednak później, tego samego wieczoru...
Poprzednie wyznanie
Następna strona
1/2