Uczę w szkole wyższej już jakieś 10 lat i pierwszy raz przytrafiła mi się taka historia, otóż zakochałem się w swojej studentce... Ta dziewczyna przyprawia mnie o dreszcze. Jest nie tylko bardzo ładna, ale również bystra, zabawna. Jej ogromny zasób wiedzy może niejednemu zaimponować. Jednym słowem ideał.
Ogólnie mam opinię wrednego, jestem bardzo wymagającym wykładowcą, ale przy niej tracę głowę... Wiem, że już co niektórzy gadają, ona sama zresztą chyba czegoś się domyśla, a na pewno zdaje sobie sprawę, że ze mną może zrobić wszystko. Trzymam jeszcze fason, ale jest coraz trudniej. Nie proszę o rady, chciałem po prostu wygadać się. Teraz jest przerwa wakacyjna, a ja głupi odliczam dni, kiedy w końcu ją zobaczę.
Wstyd mi, bo jestem już dojrzałym facetem, a zachowuję się jak gówniarz. Dodam, że dziewczyna pisze u mnie pracę dyplomową. Z jednej strony więcej okazji, żeby ją widywać, rozmawiać z nią, a z drugiej obawiam się, że stracę kontrolę. Jestem idiotą, bo mam żonę i dwójkę dzieci, a w głowie mi małolata młodsza o 10 lat, jak nie więcej. Powiecie, że kryzys wieku średniego, ale tu nie chodzi o seks, serio zakochałem się.
Przez nią nie mogę się na niczym skupić.